sobota, 19 lipca 2014

-Rozdział 2-

Zanim zaczniesz czytać sprawdź zakładkę „postacie” :)


-Rozdział drugi-

- Al, Scorpius, obudźcie się do cholery! - do krzyków Sytyrego doszło również głośne pukanie. Jedna pięść rytmicznie uderzała w drzwi blondyna, a druga w drzwi bruneta. Chłopcy mieli pokoje stosunkowo blisko siebie i nie było problemu, by niski szóstoklasista mógł pukać w nie jednocześnie. Sytyry Canus jako prefekt nie znosił spóźniania się i ignorancji. - Od początku roku Slytherin regularnie traci przez was punkty! - gorączkował się – Jak spóźnicie się na apel dyrektora, to nie ręczę za siebie! - ostrzegł ich. Niemogący wytrzymać tego zamieszania pod jego pokojem, Albus otworzył drzwi.
- Cześć Syty... - widząc nienawistne spojrzenie chłopaka momentalnie się poprawił - ...to znaczy „panie prefekcie”.- blondyn uśmiechnął się lekko. Tak lepiej, trochę szacunku!
Po przywitaniu się Albusa, Sytyry wrócił do poprzedniej czynności.
- Scorpiusie Malfoy'u, jeśli zaraz nie wyjdziesz na zbiórkę, to osobiście dopilnuję by wysłano sowę do twojej matki! - pogroził mu. Podziałało, drzwi momentalnie się otworzyły i wyszła z nich istna chmura burzowa.
- Co on sobie wyobraża?! Budzenie mnie o takiej barbarzyńskiej godzinie nie może mu ujść na sucho. - O! I jeszcze ta chmura zaczęła ciskać piorunami!
- „Co on sobie wyobraża?!”. „Ta zniewaga krwi wymaga!” - zaczął przedrzeźniać przyjaciela Albus, przy tym dziwnie gestykulując.
- Zamknij się. - warknął młody Malfoy.
- Tylko bez takich mi tu!- pogroził im palcem Sytyry – Pamiętajcie, zbiórka jest o ósmej, a apel zaraz po śniadaniu. - widząc pytający wzrok obu chłopców westchnął i dodał – Czyli o dziewiątej.
- Dzięki, a która jest godzina? - spytał spokojnie czarnowłosy.
- Mamy dokładnie siódmą czterdzieści. - rzekł dumnie prefekt, wyprostował się, strzepnął niewidzialny pyłek ze swojego zegarka, po czym odmaszerował do salonu wspólnego Ślizgonów.
- Merlinie, ukarz go i to solidnie. Dwadzieścia minut do zbiórki, d w a d z i e ś c i a cennych minut mojego snu! - nadal rzucając gromami Scorpius zatrzasnął za sobą drzwi do swojego pokoju.

***


- Dobrze panie Potter, wszystko załatwione. - sprzedawca uśmiechnął się ciepło do czarnowłosego mężczyzny. - Mam nadzieję, że będzie dobrze panu służyła. - mówiąc to, podał klientowi podłużne, białe pudełko obwiązanie liliową wstążką.
- Na pewno, dziękuję bardzo panu. - Harry odwzajemnił uśmiech i wyszedł ze sklepu. Zaczął się gorączkowo rozglądać po ulicy. Czysto. Wsadził tajemnicze pudełko w najgłębszą kieszeń płaszcza i poszedł w tylko sobie znanym kierunku. Odratuję to, muszę to uratować. Myślał mijając kolejne zakręty. Ach, jak ja nienawidzę, gdy wszystko znowu leży w moich rękach. Po tej myśli wszedł spokojnie do kominka, nabrał garść proszku Fiuu i powiedział na głos:
- …...........!


***


- ...i tymi słowami kończymy nasz uroczysty apel. Ci, którzy nie skończyli jeszcze trzeciej klasy, proszeni są o pójście do swoich dormitoriów, ci, którzy skończyli, zostają. - dyrektor przerwał swój wywód i popatrzył uważnym wzrokiem na uczniów. Sven Fulvus, znany z tego, że boi się nawet własnego cienia, przełknął głośno ślinę. Cała sala wstrzymała oddech. Co też takiego chce od nich dyrektor? - Moi mili, w tym roku muszę wam przekazać dość smutną wiadomość... - Sven poluzował swój kołnierz, miał złe przeczucia. - W tym roku szkolnym - Sven obgryza paznokcie. - wypad do Hogsmeade – Sven przestępuje z nogi na nogę – zostanie – Sven pomału wychodzi z siebie – przełożony na następny tydzień! - dokończył radośnie dyrektor. Sven już... CO?! Tylko to miałeś do zakomunikowania staruszku?! Ja tu sobie zdrowie marnuję z takich błahych powodów?! Pomyślał „lekko” zdenerwowany chłopak. Koledzy mówili mu, że dyrektor ma dość dziwne poczucie humoru ale nie myślał, że aż tak. - Możecie już iść. A! Nie zapomnijcie o zgodach! - dodał nasz wesołek i udał się do swojego gabinetu.
-Merlinie, to jego poczucie humoru jest żenujące. - powiedział zirytowany Fulvus. – Nieprawdaż, Rose?
- Co fakt, to fakt, naucz się z tym żyć. - odpowiedziała ruda Krukonka. - To pewnie nie pierwszy i nie ostatni jego numer.
- Masz rację, starsi ludzie są niereformowalni. - rzekł Sven i zadarł dumnie nos, jakby chciał dodać „A ja znam takie trudne słowa jak „niereformowalny”! Ha!”. Rose nie skomentowała tego, nie miała siły. W zasadzie dziś nie miała siły już na nic. - A co ty taka naburmuszona? - zagadnął chłopak.
- To przez pogodę. - Weasleyówna popatrzyła się w sufit. Szare niebo nie zwiastowało niczego dobrego.


***


Jedna kropla, dwie krople, trzy krople.
Chce mi się spać.
Cztery krople, pięć kropel, sześć kropel.
Nudno tutaj.
Siedem kropel, osiem kropel, dziewięć kropel.
W zasadzie to pójdę spać. Głowa najmłodszej latorośli Malfoy'ów, wyraźnie znudzona liczeniem kropel deszczu na szybie, opadła na świeżo napisany esej z eliksirów. Ledwie po zamknięciu powiek Scorpius zapadł w błogi sen.

- Hej.
- Hej. - odpowiedział.
- Ktoś tu siedzi? - zapytał niski chłopiec wskazując na siedzenie obok niego. - Nie potrafię znaleźć żadnego wolnego miejsca.
- Nie, nikt, siadaj śmiało. - odparł blondyn – Jak masz na imię? - zagaił.
- Albus, Albus Potter, mów mi Al. A ty? - czarnowłosy chłopiec usiadł obok niego.
- Scorpius Malfoy. - powiedział trochę zmieszany. Pięknie, trafił na syna wroga swojego ojca. Niezależnie od tego, jak głupio to brzmi, to i tak nie jest to dobry sposób na rozpoczęcie roku szkolnego.
- Ach, Malfoy...- Albus czuł się tak samo głupio, jak jego towarzysz.
- Do jakiego domu chcesz trafić? - zapytał by przerwać niezręczną ciszę.
- Slytherinu. - Scorpius odparł, jakby było to coś oczywistego.
- Milutko. - zironizował Al.
- W rzeczy samej. - odpowiedział mu tym samym tonem.

- Idioto! Przez ciebie straciliśmy już 30 punktów! - wyszeptał zirytowany Scorpius – Gdzie ty masz mózg?
- To samo pytanie mógłbym zadać tobie, bo kto niby ubzdurał sobie, że alarm do kuchni się nie włączy? Hm? - Alsev czekał na jakąś odpowiedź. - Ty, grubasie. Nie jesz wystarczająco dużo na posiłkach? - wytknął mu.
- Ale na nich nie ma nic słodkiego, - obruszył się blondyn – ani dobrego.
- Musisz przywyknąć.
- Ja nic nie muszę.

- Chodź, aż cię przytulę! Głupi ma zawsze szczęście, nie? - rzekł rozradowany Scorpius po czym wyściskał serdecznie przyjaciela.
- O mało mnie nie udusiłeś. - wysapał Al, postanowił zignorować tę wstawkę o głupku.
- I co z tego? Wygraliśmy! - krzyknął na całą szatnię blondyn. - Czujesz to?
- Czuję, czuję, wygrana z Ravenclawem to pestka.
- Skromnyś. - zacmokał zdegustowany Scorpius.

- Powiedz jej po prostu, że to koniec. Nie możesz tego ciągnąć dalej. - ach, porady sercowe. To nie jego żywioł. - Koniec i tyle.
- Ale ty nic nie rozumiesz, a jak ona się poczuje? - dramatyzował chłopak.
- To jej sprawa, nie możesz być taki miękki Al.
- ...no dobra.

- Ej, atrament masz na twarzy. - Albus szturchnął lekko śpiącego przyjaciela. - Esej ci się odcisnął.
- C-co? - zaspany Scorpius nagle oprzytomniał. - Gdzie?
- Do twarzy ci w „muchy siatkoskrzydłe, skórka bonslanga, róg...."
- Gdzie to jest?! - przerwał mu w połowie zdania – Al, to nie jest śmieszne! Pomóż mi to zmyć.
- Dobrze, dobrze, księciuniu. - czarnowłosy wyciągnął różdżkę – O czym jaśnie książę tak śnił?
- O niczym szczególnym. - odburknął. Młody Malfoy. Nie przyznałby się, że śniły mu się wspomnienia z pociągu, z szlabanu, z pierwszego meczu, z dramatów sercowych... nie przyznałby się, to babskie.


***

- Wytrzeźwiałeś? - spytała szorstko Hermiona. Ron, zamiast jej odpowiedzieć, przekręcił się na drugi bok. Ignorant! - Spytałam cię o coś.
- Ach, tak, tak. - odpowiedział od niechcenia rudzielec. - Gdzie my jesteśmy?
- To już własnego domu nie poznajesz?
- Ginny! - mężczyzna momentalnie usiadł na kanapie – A gdzie Harry? - wypalił. Dolna warga pani Potter zadrgała lekko, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie miała do tego siły. Hermiona szturchnęła męża w bok, co miało oznaczać „Milcz! Nie widzisz, że to drażliwy temat?”.
- Ach, Harry... Harry jest na... urlopie. - po chwili milczenia piegowata kobieta odpowiedziała.
- Jak mu dobrze, ma wakacje kiedy chce. - westchnął Ron. - Też bym tak chciał...
- Ty tak masz codziennie, pracę byś sobie znalazł, a nie się lenisz. - skarciła go żona. - Tylko ja mam na nas pracować?
- Ta... - nie zdążył dokończyć bo już otrzymał cios w głowę.
- Robisz się coraz bardziej bezczelny! - oburzyła się brązowowłosa.
- To bolało... - stwierdził rudzielec.
- To miało boleć. - Hermiona wstała i wyszła z pokoju pokazując, jak bardzo Ron uraził jej dumę. Ona ma tylko pracować? Niedorzeczność! To Ron jest facetem, a przynajmniej powinien być.
- Ech, obiecywał złote góry, a teraz nawet małego pagórka nie widać. - westchnęła kobieta. Spojrzała przez okno, które wychodziło na czyste pole. Nagle dostrzegła dziwny błysk w oddali, nie myśląc ani chwili dłużej z szybkością błyskawicy pobiegła to sprawdzić.

.____.____.____.____.____.____.____.____.____.____.____.____.____.____.____.____.Drugi rozdział również za nami, powoli akcja się rozkręca. Pewnie powiecie „A gdzie nasze yaoi?! Gdzie wielkie gay-lovestory Albusa i Scorpisa?”, ale na to mam prostą odpowiedź: Nie piszę czegoś co nie ma sensu. Nie będą mi się tu „gejować” z nudów, to opowiadanie ma mieć fabułę. (której na razie nie widać, ale ok)
Serdecznie pozdrawiam czytelników i przypominam, że SZUKAM BETY! :)
Za błędy przepraszam...

Pozdrawiam, trzymajcie się ciepło
-Katsumi Rey-


PS. Sprawdziliście „Postacie”? Jeśli tak, to mam nadzieję, że tak samo jak ja pokochacie Sytyrego :)


czwartek, 17 lipca 2014

-Rozdział 1-

-Rozdział pierwszy-

Albus usiadł spokojnie na swoim łóżku.
- Jednak bycie w Slytherinie ma swoje zalety, osobne dormitorium... - z westchnieniem opadł plecami na materac, zamknął oczy i dopowiedział nieco głośniej. - ...ale nie ma nic idealnego. Na przykład fakt, że do twojego pokoju ma dostęp wścibski, tleniony blondyn, cały ten czar niszczy. - uchylił lekko jedną powiekę – Nie myśl, że cię nie widzę, Score. - powiedział i rzucił w przyjaciela poduszką. - Headshot! - krzyknął i rzucił kolejny pocisk.
- Ała! Debilu, moje włosy... moja twarz... - syknął udając poirytowanego Malfoy.
- No co? Bez patrzenia na twarz żadna słodka idiotka cię nie zechce? - zasugerował Al.
- Nie zapominaj, że mam coś takiego jak osobowość. - chłopak nie zdążył nawet odpowiedzieć na słowa blondyna bo jego własna poduszka świsnęła mu koło ucha.
- Spudłowa...- nie dokończył bo następny pocisk trafił go prosto w twarz.
- Mówiłeś coś? - uśmiechnął się słodko Scorpius. - Dobra, nie po to tu jestem. Chyba nie zapomniałeś o tej imprezie wieczornej? - Albus zamrugał kilka razy jakby próbował sobie coś przypomnieć. Widząc karcący wzrok przyjaciela oprzytomniał i powiedział.
- A taaa, nie zapomniałem. Impreza - świetnie, tańce – super, dziewczyny – no może wróćmy do imprezy. - wyjąkał. Scorpius nie rozumiał do końca o co mu chodziło ale i tak się zaśmiał.
- Co ty taki nieśmiały? - zapytał by podtrzymać pogawędkę.
- Pamiętasz Emily Scoon? Jej by się przydała nieśmiałość... - uśmiechnął się gorzko do własnych wspomnień.
- Zaraz, pokazała ci swoje... - zaczął trochę zbity z tropu blondyn.
- W serca. Na Merlina, nie chciałbyś tego widzie...
- Widziałem.
- Boże, współczuję ci. - powiedział Alsev po czym nastała nieco krępująca cisza. Tak, zdecydowanie bielizna panny Emily Scoon nie była dobrym tematem do rozmowy.
Scorpius zaczął się rozglądać po pokoju przyjaciela. Nie różnił się on niczym od jego własnego dormitorium. Zielone ściany na których były namalowane srebrne, wijące się węże biły chłodem, przyjemnym chłodem. Obok szafy z ciemnego drewna znajdowała się komoda i biurko. Chłopak podszedł do niego i przejechał palcami po blacie. Jedyną rzeczą, która różniła ich biurka było to, że Al miał swoje zawalone książkami i brudne z atramentu a on nie. Blondyn podszedł do łóżka i usiadł na nim. Przywiązane do kolumienek zielono-srebrne zasłony sprawiały, że było czuć wszechogarniający mrok. Widocznie znudzony chłopak zaczął dźgać Alsev'a.
- Co chcesz? - burknął lekko obrażony. Scorpius wiedział, że chłopak nie lubi gdy się go dźga ale to było jego jedyne zajęcie. - No co chcesz?! - zirytowany, młody Potter chwycił go za palec.
- To idziemy czy nie? - zapytał blondyn.
- Na co?
- Na Merlina, masz sklerozę czy co? Na tę imprezę durniu!


***


Czwarte kółeczko, piąte kółeczko, szóste kółeczko.
Gdzie on jest?
Siódme kółeczko, ósme kółeczko, dziewiąte kółeczko.
Ten dureń nie wie, że się martwię?!
Dziesiąte kółeczko, jedenaste kółeczko, dwunaste kółeczko.
Nie wytrzymam.
Trzynaste kółeczko, czternaste kółecz...
- A idź w cholerę! - kobieta wstała przewracając filiżankę i łyżeczkę, jej jedyną towarzyszkę odmierzającą czas. Hermiona Granger-Weasley odeszła od stołu, najwyraźniej znudziło jej się mieszanie łyżką wokoło.
- Mamy trzecią w nocy a jego nie ma! - warknęła sama do siebie po czym sięgnęła po swój płaszcz. - Ja mu dam te „pogawędki”, pewnie się znowu schlał. - mruczała konspiracyjnie przyszła pani minister.- Nie wystarczy mu, że i tak zyskał przywieszkę „upadłej gwiazdy”? Nie wystarczy mu, że nawet Hug... różdżka! - szybkim krokiem wróciła się do kuchni po ten jakże przydatny przedmiot. Ostatnie tygodnie jakie dane jej było przeżyć były uwieńczone stresem. Nie dość, że Kingsley'owi nie podobał się jej raport to jeszcze musi ściągać teraz własnego męża z powrotem do domu. Żadne prośby nie działają, żadne próby pomocy. Proponowanie odwyku również nie skutkuje.
- Co ja mam z tym zrobić? - mruczała sama do siebie idąc przez ulicę. Jeszcze kilka przecznic i będzie w „Kaflu piwa”, ulubionym pubie jej męża. „Kafel Piwa” wydaje się idealnym miejscem do marnowania pieniędzy i czasu. Gdy znalazła podczas któregoś prania karty z zakładami w spodniach Rona wiedziała, że coś się święci.
- „Gramy fair, obstawiamy fair”. Tch! Ciekawe. - mruknęła przeczytawszy tabliczkę na drzwiach po czym nacisnęła klamkę. Wchodząc poczuła wstrętną woń alkoholu. Mimo że miejsce wyglądało dość przytulnie to i tak śmierdziało. Szybkim zdecydowanym krokiem przeszła obok ściany na której były wywieszone zabytkowe miotły i podeszła do baru. Rozejrzała się po czym na końcu obitej skórą lady dostrzegła rudą czuprynę. Zamarła w półkroku. Ta odrażająca woń, którą poczuła na początku pochodziła od jej męża.
- Och, pani Granger-Weasley, jak dobrze, że pani przyszła! - wyszeptała zdesperowana barmanka. - Leży tu od dwóch godzin i ruszyć się nie chce... - pokazała głową na Rona.- Czy mogłaby pani...
- Dobrze, zrozumiałam. Dziękuję, że nie zadzwoniła pani po kogoś. - wymamrotała zawstydzona Hermiona. Ona, kobieta, która trzyma swój poziom, pracuje na reputację latami musi wstydzić się za własnego, bezrobotnego, śmierdzącego męża. Z każdym dniem coraz bardziej go nie poznaję, zmienił się... na gorsze.
- No już, idziemy do domu. - warknęła.
- 'er <hik!> 'miona? Ko- <hik!> -chanie, gdzie ty <hik!> byłaś? Żetony mi się skończyły... - zaczął swój pijacki bełkot rudowłosy. - Na <hik!> brodę Merlina, co ty się tak odstawiła? <hik!>
- Cicho! Wstyd robisz! - skarciła go brązowowłosa.
- W-w-wstyd? Ja? - wybełkotał.
- Chwyć mnie mocno za ramię i spróbuj nie wymiotować. - powiedziała chłodno wychodząc z baru.
Mężczyzna posłusznie wykonał polecenie.
- Nora! - krzyknęła czarodziejka i poczuła znajomy wir w okolicach pępka.


***


.To już drugi tydzień mija odkąd Ginny wyprowadziła się z ich wspólnego mieszkania. Potrzebowali przerwy, chwili na oddech.
- Och Harry, kiedy się tak pomiędzy nami zepsuło? - westchnęła przeciągle rudowłosa siedząc na kocu. Gdzie można lepiej obserwować gwiazdy niż na polu obok rodzinnego domu? Kobieta nie wiedziała ile już tam siedzi, godzinę? Dwie? Trzy? Nieważne, kolejne westchnienie. - Tęsknię za tobą, wiesz? - powiedziała sama do siebie i spojrzała przeciągle w gwiazdy. Wyciągnęła rękę przed siebie tak jakby chciała chwycić błyszczące punkciki do pięści. Nagle zaczęły powracać wspomnienia.
Pierwszy całus...
Pierwsza randka...
Ślub...
Pierwszy syn...
Drugi syn...
Pierwsza córka...
Pierwsza kłótnia...
Pierwsza przepłakana noc...
Pierwsza łza spłynęła po jej piegowatym policzku. Nagły huk wytrącił ją z równowagi. Szybko odwróciła się i spróbowała wyostrzyć wzrok. Widziała dwie postacie... Wstała i szybko podbiegła do nich z różdżką.

***


- Źle się czuję Al... - wymamrotał nastolatek. - Al... Al! - blondyn otworzył oczy i szturchnął przyjaciela. - Ech, zasnął... - mruknął sam do siebie Scorpius. Faktycznie, na jego kolanach spał spokojnie czarnowłosy chłopak. Ścigający zastanawiał się jakim cudem Albusowi udało się zasnąć, muzyka huczała, ludzie głośno rozmawiali, a ten spał jakby nigdy nic.
- Co tam skarbie? - na kanapę dosiadła się Rachel Berrie i dosunęła się do blondyna. Och, Rachel, dziewczyna „na ten tydzień”, muszę jej powiedzieć, żeby nie robiła sobie nadziei, przecież dzisiaj niedziela.
-
Rachel, słuchaj- zaczął zdecydowanie.
- Tak misiu? - wpatrywała się w niego jak krowa w malowane wrota przy czym trzepotała dziwnie rzęsami.
- To koniec, przepraszam, nie zakochałem się w tobie. - po tych słowach dziewczyna wstała i zrobiła się cała czerwona na twarzy.
- Scorpiusie Malfoy'u jesteś podły! - krzyknęła na niego i wymierzyła mu siarczysty policzek. Odeszła pełna urażonej dumy i zaczęła się żalić swoim przyjaciółkom.
- Ajajajajaj, kochana, czego ty się spodziewałaś? To Malfoy. - Emily skrzyżowała ręce na piersi i popatrzyła z dezaprobatą na zapłakaną koleżankę.
- Taa, a jego fenomen mimo to nie maleje. - dopowiedziała Sasha Rastech i podała kolejną chusteczkę Rachel.
- A-ale ja myślałam, że o-o-on naprawę się w-w-e mnie z-z-zakocha! - wychlipała żałośnie.
- Ciekawe kto mu jako pierwszy zaproponuje chodzenie, no wiecie jutro poniedziałek a to jak wygrać na loterii. - rozmarzyła się Carla.
- ...Na loterii w której głównym haczykiem jest to, że po tygodniu to co wygrałeś tracisz. - stwierdziła dobitnie Sasha by zakończyć ten temat.


***



- Czego chcecie?! - warknęła na intruzów.
- Ginny...
- Skąd znasz moje imię?! - przerwała rudowłosa.
- Ginny to ja! Hermiona! - powiedziała postać.
- Bo uwierzę! Hermiona zapewne śpi u siebie razem z Ronem. - burknęła szybko – Czego chcecie? - intruzi zbliżyli się, faktycznie była to Hermiona wraz z... jej bratem.
- To my. Pomóż mi go jakoś przetransportować do Nory, Molly na pewno będzie wiedziała co z nim zrobić. - powiedziała brązowowłosa po czym ruszyła w stronę domu.


***


- Galopujące gorgony! Co mu się stało? - zaczęła lamentować starsza kobieta. Chwyciła swojego syna za policzki i zapytała – Ronuś, skarbie, co ci jest?
- <Hik!> 'ermiona? Jesteś <hik!> ru- <hik!> -da? - powiedział głupkowato mężczyzna.
- Molly, to nic nie da. Spił się w „Kaflu piwa”. Masz może coś na to? - spytała zirytowana Hermiona przestępując z nogi na nogę.
- Raczej tak, poczekajcie tutaj kochaneczki. - kobieta zaczęła się krzątać po kuchni i przeglądać najróżniejsze szafki.
- Mam! - podbiegła szybko do swojego syna i wlała mu zawartość trzymanej przez siebie buteleczki do ust. - No już Ronuś, prześpisz się i będzie dobrze. - Molly położyła mężczyznę na kanapie. - Dajmy mu się wyspać. - powiedziała do Ginny i Hermiony po czym poszła.


***


- No popatrz, zasnęli. - mówiąc to Lucy nie mogła się powstrzymać od wesołego chichotu. - Macie może aparat? - zapytała wskazując na kanapę. - Wyglądają uroczo. - zamyśliła się. Niczego nieświadomy Albus Potter spał spokojnie na kolanach Scorpiusa, który również chrapał w najlepsze. Aż dziwne, że potrafili usnąć w takim gwarze
- Czekaj skoczę po niego do dormitorium. - odpowiedziała z wrednym uśmiechem Rachel. Widać było, że coś się święci.


.____.____.____.____.____.____.____.____.____.____.____.____.____.____.____.____.____.


Oto pierwszy rozdział już za nami, krótki bo krótki ale jest. Liczę na szczere komentarze i przepraszam za wszelkie błędy. SZUKAM BETY! :)

środa, 16 lipca 2014

-Prolog-

-Prolog-

Szum, gwar, zamieszanie. Świst powietrza przecinanego przez resztę drużyny. Piski fanek, ryki kibiców krzyczących przeróżne hasła... i znicz.
Na czym się tu skupić?
Drugi szukający nagle przewinął się mu przed oczami. Szkarłatna błyskawica, James Potter, brat.
- Skup się, on go zobaczył, to ty też! - Miranda Zabini krzyknęła z drugiej połowy boiska.
Ma rację, nie mogę być gorszy.
Szybkim, zdecydowanym ruchem zniżył lot miotły, nagły błysk.
To jest to! Szybko, szybciej, najszybciej!
- Szukający Slytherinu idzie łeb w łeb z szukającym Gryffindoru! Cóż za emocje! O! W drugiej połowie boiska Scorpius Malfoy zdobył kolejne dziesięć punktów dla Ślizgonów! Niesamowite, co za forma! - trybuny zamarły na moment, jeszcze tak wyrównanego meczu w historii Hogwartu nie było. - 230 do 220 dla Slytherinu! - kontynuował Erick Jordan, jaki ojciec taki syn. Erick wyglądał dokładnie jak kopia swojego ojca, Lee Jordana, znanego speakera. - Szukający są tak blisko zwycięstwa! Kto złapie znicza? - trudno powiedzieć, zielono-czerwona plama leciała praktycznie nad trybunami.
Nie mogę przegrać, nie z własnym bratem!
Chłopak wyciągnął rękę w stronę złotej piłeczki.
Jeszcze trochę...
Widząc, że przeciwnik robi to samo dołożył również drugą rękę.
Tylko kawałeczek...
- Tata nie może się na mnie zawieść, nie przegram z młodszym bratem! - warknął w jego stronę James. Ach, ten moment nieuwagi. Jeden chwila i wszystko można stracić. To był właśnie ten moment w życiu młodego Jamesa Pottera.
- Szukający złapał znicz, 330 do 220 dla Slytherinu! - chwila ciszy a po niej dziki ryk trybun. Obie drużyny wylądowały, kapitanowie podali sobie dłonie, by później zacząć dziko świętować, bądź nie.
- Stary, normalnie cię kocham! - zaraz po usłyszeniu tych słów został staranowany przez Scorpiusa w gigantycznym uścisku. Dalej to do niego nie docierało, wygrał, w końcu wygrał! Pozwolił się prawie udusić przez drużynę w szatni. Usiadł spokojnie na ławce i zatopił się w własnych myślach.
- Chodź już, wieczorem ma być impreza z okazji twojego...
- Naszego. - przerwał mu.
- ...z okazji naszego zwycięstwa. - dokończył Malfoy junior. Wyciągnął dłoń w kierunku przyjaciela, który ją chwycił i wstał. No kto by pomyślał, Albus Severus Potter i Scorpius Mlafoy, przyjaciele, nałogowi łamacze szkolnego regulaminu oraz dziewczęcych serc, a może coś więcej...

.____.____.____.____.____.____.____.____.____.____.____.____.____.____.____.____.

W sumie to bardziej wygląda na niedokończony rozdział niż na prolog... w sumie to jest niedokończony rozdział. (XD)
Mam nadzieję, że w jakiś sposób Cię tym zainteresuję :)
Niestety na 100% gdzieś mi się wkradł błąd, w związku z czym szukam chętnej bety C:
To tyle z ogłoszeń parafialnych, zachęcam do zaglądania tu częściej!

-Katsumi Rey-



Witam!

Nazywam się Katsumi i w tej chwili mam przyjemność gościć cię na moim blogu.
Mam nadzieję, że w jakiś sposób przypadnie Ci on do gustu! :)

-Katsumi Rey-