Zanim zaczniesz
czytać sprawdź zakładkę „postacie” :)
-Rozdział drugi-
- Al,
Scorpius, obudźcie się do cholery! - do krzyków Sytyrego doszło
również głośne pukanie. Jedna pięść rytmicznie uderzała w drzwi blondyna, a
druga w drzwi bruneta. Chłopcy
mieli pokoje stosunkowo blisko siebie i nie było problemu, by niski
szóstoklasista mógł pukać w nie jednocześnie. Sytyry Canus jako prefekt nie znosił spóźniania się i ignorancji. - Od
początku roku Slytherin regularnie traci przez was punkty! -
gorączkował się – Jak spóźnicie się na apel dyrektora, to nie
ręczę za siebie! - ostrzegł ich. Niemogący wytrzymać tego
zamieszania pod jego pokojem, Albus otworzył drzwi.
- Cześć Syty... - widząc nienawistne spojrzenie chłopaka momentalnie się poprawił - ...to znaczy „panie prefekcie”.- blondyn uśmiechnął się lekko. Tak lepiej, trochę szacunku!
- Cześć Syty... - widząc nienawistne spojrzenie chłopaka momentalnie się poprawił - ...to znaczy „panie prefekcie”.- blondyn uśmiechnął się lekko. Tak lepiej, trochę szacunku!
Po
przywitaniu się Albusa, Sytyry wrócił do poprzedniej czynności.
- Scorpiusie Malfoy'u, jeśli zaraz nie wyjdziesz na zbiórkę, to osobiście dopilnuję by wysłano sowę do twojej matki! - pogroził mu. Podziałało, drzwi momentalnie się otworzyły i wyszła z nich istna chmura burzowa.
- Co on sobie wyobraża?! Budzenie mnie o takiej barbarzyńskiej godzinie nie może mu ujść na sucho. - O! I jeszcze ta chmura zaczęła ciskać piorunami!
- „Co on sobie wyobraża?!”. „Ta zniewaga krwi wymaga!” - zaczął przedrzeźniać przyjaciela Albus, przy tym dziwnie gestykulując.
- Zamknij się. - warknął młody Malfoy.
- Tylko bez takich mi tu!- pogroził im palcem Sytyry – Pamiętajcie, zbiórka jest o ósmej, a apel zaraz po śniadaniu. - widząc pytający wzrok obu chłopców westchnął i dodał – Czyli o dziewiątej.
- Dzięki, a która jest godzina? - spytał spokojnie czarnowłosy.
- Mamy dokładnie siódmą czterdzieści. - rzekł dumnie prefekt, wyprostował się, strzepnął niewidzialny pyłek ze swojego zegarka, po czym odmaszerował do salonu wspólnego Ślizgonów.
- Merlinie, ukarz go i to solidnie. Dwadzieścia minut do zbiórki, d w a d z i e ś c i a cennych minut mojego snu! - nadal rzucając gromami Scorpius zatrzasnął za sobą drzwi do swojego pokoju.
- Scorpiusie Malfoy'u, jeśli zaraz nie wyjdziesz na zbiórkę, to osobiście dopilnuję by wysłano sowę do twojej matki! - pogroził mu. Podziałało, drzwi momentalnie się otworzyły i wyszła z nich istna chmura burzowa.
- Co on sobie wyobraża?! Budzenie mnie o takiej barbarzyńskiej godzinie nie może mu ujść na sucho. - O! I jeszcze ta chmura zaczęła ciskać piorunami!
- „Co on sobie wyobraża?!”. „Ta zniewaga krwi wymaga!” - zaczął przedrzeźniać przyjaciela Albus, przy tym dziwnie gestykulując.
- Zamknij się. - warknął młody Malfoy.
- Tylko bez takich mi tu!- pogroził im palcem Sytyry – Pamiętajcie, zbiórka jest o ósmej, a apel zaraz po śniadaniu. - widząc pytający wzrok obu chłopców westchnął i dodał – Czyli o dziewiątej.
- Dzięki, a która jest godzina? - spytał spokojnie czarnowłosy.
- Mamy dokładnie siódmą czterdzieści. - rzekł dumnie prefekt, wyprostował się, strzepnął niewidzialny pyłek ze swojego zegarka, po czym odmaszerował do salonu wspólnego Ślizgonów.
- Merlinie, ukarz go i to solidnie. Dwadzieścia minut do zbiórki, d w a d z i e ś c i a cennych minut mojego snu! - nadal rzucając gromami Scorpius zatrzasnął za sobą drzwi do swojego pokoju.
***
- Dobrze panie Potter, wszystko załatwione. - sprzedawca uśmiechnął się ciepło do czarnowłosego mężczyzny. - Mam nadzieję, że będzie dobrze panu służyła. - mówiąc to, podał klientowi podłużne, białe pudełko obwiązanie liliową wstążką.
- Na pewno, dziękuję bardzo panu. - Harry odwzajemnił uśmiech i wyszedł ze sklepu. Zaczął się gorączkowo rozglądać po ulicy. Czysto. Wsadził tajemnicze pudełko w najgłębszą kieszeń płaszcza i poszedł w tylko sobie znanym kierunku. Odratuję to, muszę to uratować. Myślał mijając kolejne zakręty. Ach, jak ja nienawidzę, gdy wszystko znowu leży w moich rękach. Po tej myśli wszedł spokojnie do kominka, nabrał garść proszku Fiuu i powiedział na głos:
- …...........!
***
- ...i tymi słowami kończymy nasz uroczysty apel. Ci, którzy nie skończyli jeszcze trzeciej klasy, proszeni są o pójście do swoich dormitoriów, ci, którzy skończyli, zostają. - dyrektor przerwał swój wywód i popatrzył uważnym wzrokiem na uczniów. Sven Fulvus, znany z tego, że boi się nawet własnego cienia, przełknął głośno ślinę. Cała sala wstrzymała oddech. Co też takiego chce od nich dyrektor? - Moi mili, w tym roku muszę wam przekazać dość smutną wiadomość... - Sven poluzował swój kołnierz, miał złe przeczucia. - W tym roku szkolnym - Sven obgryza paznokcie. - wypad do Hogsmeade – Sven przestępuje z nogi na nogę – zostanie – Sven pomału wychodzi z siebie – przełożony na następny tydzień! - dokończył radośnie dyrektor. Sven już... CO?! Tylko to miałeś do zakomunikowania staruszku?! Ja tu sobie zdrowie marnuję z takich błahych powodów?! Pomyślał „lekko” zdenerwowany chłopak. Koledzy mówili mu, że dyrektor ma dość dziwne poczucie humoru ale nie myślał, że aż tak. - Możecie już iść. A! Nie zapomnijcie o zgodach! - dodał nasz wesołek i udał się do swojego gabinetu.
-Merlinie, to jego poczucie humoru jest żenujące. - powiedział zirytowany Fulvus. – Nieprawdaż, Rose?
- Co fakt, to fakt, naucz się z tym żyć. - odpowiedziała ruda Krukonka. - To pewnie nie pierwszy i nie ostatni jego numer.
- Masz rację, starsi ludzie są niereformowalni. - rzekł Sven i zadarł dumnie nos, jakby chciał dodać „A ja znam takie trudne słowa jak „niereformowalny”! Ha!”. Rose nie skomentowała tego, nie miała siły. W zasadzie dziś nie miała siły już na nic. - A co ty taka naburmuszona? - zagadnął chłopak.
- To przez pogodę. - Weasleyówna popatrzyła się w sufit. Szare niebo nie zwiastowało niczego dobrego.
***
Jedna kropla, dwie krople, trzy krople.
Chce mi się spać.
Cztery krople, pięć kropel, sześć kropel.
Nudno tutaj.
Siedem kropel, osiem kropel, dziewięć kropel.
W zasadzie to pójdę spać. Głowa najmłodszej latorośli Malfoy'ów, wyraźnie znudzona liczeniem kropel deszczu na szybie, opadła na świeżo napisany esej z eliksirów. Ledwie po zamknięciu powiek Scorpius zapadł w błogi sen.
- Hej.
- Hej. - odpowiedział.
- Ktoś tu siedzi? - zapytał niski chłopiec wskazując na siedzenie obok niego. - Nie potrafię znaleźć żadnego wolnego miejsca.
- Nie, nikt, siadaj śmiało. - odparł blondyn – Jak masz na imię? - zagaił.
- Albus, Albus Potter, mów mi Al. A ty? - czarnowłosy chłopiec usiadł obok niego.
- Scorpius Malfoy. - powiedział trochę zmieszany. Pięknie, trafił na syna wroga swojego ojca. Niezależnie od tego, jak głupio to brzmi, to i tak nie jest to dobry sposób na rozpoczęcie roku szkolnego.
- Ach, Malfoy...- Albus czuł się tak samo głupio, jak jego towarzysz. - Do jakiego domu chcesz trafić? - zapytał by przerwać niezręczną ciszę.
- Slytherinu. - Scorpius odparł, jakby było to coś oczywistego.
- Milutko. - zironizował Al.
- W rzeczy samej. - odpowiedział mu tym samym tonem.
-
Idioto! Przez ciebie straciliśmy już 30 punktów! - wyszeptał
zirytowany Scorpius – Gdzie ty masz mózg?
- To samo pytanie mógłbym zadać tobie, bo kto niby ubzdurał sobie, że alarm do kuchni się nie włączy? Hm? - Alsev czekał na jakąś odpowiedź. - Ty, grubasie. Nie jesz wystarczająco dużo na posiłkach? - wytknął mu.
- Ale na nich nie ma nic słodkiego, - obruszył się blondyn – ani dobrego.
- Musisz przywyknąć.
- Ja nic nie muszę.
- To samo pytanie mógłbym zadać tobie, bo kto niby ubzdurał sobie, że alarm do kuchni się nie włączy? Hm? - Alsev czekał na jakąś odpowiedź. - Ty, grubasie. Nie jesz wystarczająco dużo na posiłkach? - wytknął mu.
- Ale na nich nie ma nic słodkiego, - obruszył się blondyn – ani dobrego.
- Musisz przywyknąć.
- Ja nic nie muszę.
-
Chodź, aż cię przytulę! Głupi ma zawsze szczęście, nie? -
rzekł rozradowany Scorpius po czym wyściskał serdecznie
przyjaciela.
- O mało mnie nie udusiłeś. - wysapał Al, postanowił zignorować tę wstawkę o głupku.
- I co z tego? Wygraliśmy! - krzyknął na całą szatnię blondyn. - Czujesz to?
- Czuję, czuję, wygrana z Ravenclawem to pestka.
- Skromnyś. - zacmokał zdegustowany Scorpius.
- Powiedz jej po prostu, że to koniec. Nie możesz tego ciągnąć dalej. - ach, porady sercowe. To nie jego żywioł. - Koniec i tyle.
- Ale ty nic nie rozumiesz, a jak ona się poczuje? - dramatyzował chłopak.
- O mało mnie nie udusiłeś. - wysapał Al, postanowił zignorować tę wstawkę o głupku.
- I co z tego? Wygraliśmy! - krzyknął na całą szatnię blondyn. - Czujesz to?
- Czuję, czuję, wygrana z Ravenclawem to pestka.
- Skromnyś. - zacmokał zdegustowany Scorpius.
- Powiedz jej po prostu, że to koniec. Nie możesz tego ciągnąć dalej. - ach, porady sercowe. To nie jego żywioł. - Koniec i tyle.
- Ale ty nic nie rozumiesz, a jak ona się poczuje? - dramatyzował chłopak.
- To
jej sprawa, nie możesz być taki miękki Al.
- ...no dobra.
- ...no dobra.
- Ej, atrament masz na twarzy. - Albus szturchnął lekko śpiącego
przyjaciela. - Esej ci się odcisnął.
- C-co? - zaspany Scorpius nagle oprzytomniał. - Gdzie?
- Do twarzy ci w „muchy siatkoskrzydłe, skórka bonslanga, róg...."
- Gdzie to jest?! - przerwał mu w połowie zdania – Al, to nie jest śmieszne! Pomóż mi to zmyć.
- Dobrze, dobrze, księciuniu. - czarnowłosy wyciągnął różdżkę – O czym jaśnie książę tak śnił?
- O niczym szczególnym. - odburknął. Młody Malfoy. Nie przyznałby się, że śniły mu się wspomnienia z pociągu, z szlabanu, z pierwszego meczu, z dramatów sercowych... nie przyznałby się, to babskie.
- C-co? - zaspany Scorpius nagle oprzytomniał. - Gdzie?
- Do twarzy ci w „muchy siatkoskrzydłe, skórka bonslanga, róg...."
- Gdzie to jest?! - przerwał mu w połowie zdania – Al, to nie jest śmieszne! Pomóż mi to zmyć.
- Dobrze, dobrze, księciuniu. - czarnowłosy wyciągnął różdżkę – O czym jaśnie książę tak śnił?
- O niczym szczególnym. - odburknął. Młody Malfoy. Nie przyznałby się, że śniły mu się wspomnienia z pociągu, z szlabanu, z pierwszego meczu, z dramatów sercowych... nie przyznałby się, to babskie.
***
- Wytrzeźwiałeś? - spytała szorstko Hermiona. Ron, zamiast jej odpowiedzieć, przekręcił się na drugi bok. Ignorant! - Spytałam cię o coś.
- Ach, tak, tak. - odpowiedział od niechcenia rudzielec. - Gdzie my jesteśmy?
- To już własnego domu nie poznajesz?
- Ginny! - mężczyzna momentalnie usiadł na kanapie – A gdzie Harry? - wypalił. Dolna warga pani Potter zadrgała lekko, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie miała do tego siły. Hermiona szturchnęła męża w bok, co miało oznaczać „Milcz! Nie widzisz, że to drażliwy temat?”.
- Ach, Harry... Harry jest na... urlopie. - po chwili milczenia piegowata kobieta odpowiedziała.
- Jak mu dobrze, ma wakacje kiedy chce. - westchnął Ron. - Też bym tak chciał...
- Ty tak masz codziennie, pracę byś sobie znalazł, a nie się lenisz. - skarciła go żona. - Tylko ja mam na nas pracować?
- Ta... - nie zdążył dokończyć bo już otrzymał cios w głowę.
- Robisz się coraz bardziej bezczelny! - oburzyła się brązowowłosa.
- To bolało... - stwierdził rudzielec.
- To miało boleć. - Hermiona wstała i wyszła z pokoju pokazując, jak bardzo Ron uraził jej dumę. Ona ma tylko pracować? Niedorzeczność! To Ron jest facetem, a przynajmniej powinien być.
- Ech, obiecywał złote góry, a teraz nawet małego pagórka nie widać. - westchnęła kobieta. Spojrzała przez okno, które wychodziło na czyste pole. Nagle dostrzegła dziwny błysk w oddali, nie myśląc ani chwili dłużej z szybkością błyskawicy pobiegła to sprawdzić.
.____.____.____.____.____.____.____.____.____.____.____.____.____.____.____.____.Drugi rozdział również za nami, powoli akcja się rozkręca. Pewnie powiecie „A gdzie nasze yaoi?! Gdzie wielkie gay-lovestory Albusa i Scorpisa?”, ale na to mam prostą odpowiedź: Nie piszę czegoś co nie ma sensu. Nie będą mi się tu „gejować” z nudów, to opowiadanie ma mieć fabułę. (której na razie nie widać, ale ok)
Serdecznie pozdrawiam czytelników i przypominam, że SZUKAM BETY! :)
Za błędy przepraszam...
Pozdrawiam, trzymajcie się ciepło
-Katsumi Rey-
PS. Sprawdziliście „Postacie”? Jeśli tak, to mam nadzieję, że
tak samo jak ja pokochacie Sytyrego :)